sobota, 30 sierpnia 2014

2

            -Rany znowu to samo. Chyba powinienem się przyzwyczaić, że w żadnej szkole nie zabawię                      dłużej niż pół roku. Ale mam nadzieję, że w tej zabawię dużo krócej.-  Tak myślał Daniel                            pierwszy raz przemierzając korytarze Zbójeńskiego gimnazjum. Nie podobały mu się mury                   tej szkoły ( już odnowionej), krzyczącej do uczniów ciepłą żółcią i pomarańczem. Co prawda                   był pod wrażeniem pucharów zgromadzonych w gabinecie dyrektora, którym była kobieta.                 Teraz idąc za swoim wychowawcą do nowej klasy błagał w myślach, by jak najszybciej                               wyrwać się z tej dziury. Po pobytach w dużych miastach jak Łódź czy Kraków, niewielka wieś           o  nazwie Zbójna była dla niego czymś strasznym. 
           Szkoła jest nie duża, więc na pewno szybko zorientujesz się, gdzie co się znajduje, a klasa z                         pewnością Ci w tym pomoże. To niezwykle otwarte i pomysłowe dzieciaki.- Mówił w krótkiej                 drodze do klasy j. polskiego jego wychowawca jak się później okazało również w-f-ista, czego                      w sumie można było się domyśleć po budowie i ubiorze. Przekroczył próg klasy i jak za                     każdym razem w takiej sytuacji wszystkie twarze zwróciły się w jego kierunku,                                               prześwietlając go z góry na dół. Zdążył się już do tego przyzwyczaić, więc nie tracąc swojej                        zwykłej pewności siebie zaczął rozglądać się po klasie. Nie spodziewał się będzie ona tak                             nieliczna (chociaż wcześniej go o tym uprzedzano, ale jest czasem nazbyt arogancki, by                              słuchać dorosłych). Pyzatą małą ilością uczniów wydawała się być taka jak każda inna. Było                      tak do momentu, w którym nie napotkał jej wzroku. To właśnie to jedno spojrzenie zwaliło go            z nóg. Ten wzrok sprawił, ze poczuł coś czego jeszcze nigdy nie czuł. To spojrzenie wystarczyło           by pokochał to gimnazjum, te niewielką wioskę oraz chciał tu pozostać na dłużej.                         
          Kilka dni po tym jak Daniel pojawił się w klasie. Ania cały czas o nim myślała. Na każdej lekcji                na niego zerkała, czasami ją na tym przyłapywał, ale  wtedy tylko się uśmiechał co                                        sprawiało, że miękły jej kolana. Zauważyła, że Daniel bardzo szybko zaaklimatyzował się w                         klasie. Chłopcy przyjęli go można by rzec bardzo życzliwie. Wśród dziewcząt również zyskał                przychylność, Ania bała się, że inne dziewczyny mogą patrzeć na niego tak samo jak ona. Co                     nie bardzo się je podobało. Może tak nie myślała, ale była zazdrosna o tego zielonookiego                         księcia. W następną sobotę miała odbyć się dyskoteka z okazji walentynek, a w piątek będą                      rozdawane kartki z miłosnymi życzeniami, sama miała zamiar wysłać jedną, ale do Róży, jej                    najlepszej przyjaciółki. Cały czas zastanawiała się czy może dostanie kartkę od tego kto cały                  czas chodzi jej po głowie…
            W piątek w szkole czuć było podekscytowanie, zwłaszcza wśród dziewcząt. Za kupidyna robił                 Bartek.  Ania doskonale wiedziała, że chłopak podoba się jej przyjaciółce. W sumie był całkiem             przystojny. Wysoki, dobrze zbudowany, brunet o niebieskich oczach. Niespotykane                                    połączenie i naddatek kolor, który Róża oprócz czarnego lubiła najbardziej., gdy do nas                            podszedł uśmiechnęła się nieśmiało i cudnie zarumieniła. Bartek na pewno to zauważył i była                   przekonana, że gdy z nim rozmawiała nie odrywał od niej wzroku i że tych dwoje ma się ku                       sobie. Rózia dostała dwie walentynki w czym jedna była od niej, a druga od tajemniczego                          wielbiciela. Rózia tego nie wiedziała, ale Ania tak, to była walentynka od tego właśnie                                  kupidyna.
          Sobota, a dziewczyny zastanawiały się w co się ubrać, jak się uczesać i wykonać makijaż. Ania          doskonale wiedziała, że na imprezie będzie Daniel, więc chciała wyglądać wyjątkowo, ale                     jednocześnie by jej najlepsza przyjaciółka poczuła się inaczej niż zwykle i  zauważyła, że jest               śliczna. Rózia myślała o sobie w bardzo zły sposób. Uważała, że jest gruba i brzydka oraz że              lepiej na nią nie patrzeć, bo grozi to skamienieniem zupełnym jak po spojrzeniu bazyliszka.                Ania patrzyła na nią tyle lat i za każdym razem widziała tę śliczną dziewczynę o oliwkowej                cerze, intensywnie brązowych oczach, niewielkich, ale kształtnych ustach, a przede                            wszystkim zgrabnej figurze, której nie podkreślała swoimi workowatymi bluzami, ale za to                przynajmniej zawsze miała dopasowane rurki, które podkreślały krótkie, ale bardzo ładne                nogi. Dziś Ania myślała tylko o sobie, ale zostały jej jeszcze resztki zdrowego rozsądku, by                  pomóc Rózi  z makijażem, włosami i dobraniem odpowiednich ciuchów. Cale  szczęście                        zgodziła się włożyć coś zupełnie innego i będzie to spódnica lub sukienka                 
         -Wyglądasz świetnie.
          -Nie prawda, wyglądam okropnie. Zupełnie jak nie ja. Te włosy, ciuchy, makijaż. Wyglądam               jak jakiś klown.
         -Wcale nie. Rózia spójrz tylko… Wyglądasz świetnie. Wręcz idealnie. Sukienka jest krótka, ale           nie tak zdzirowato, ale kusząco i zalotnie, na dodatek ten krój podkreśla wszystkie twoje                  walory i zasłania to co powinien. Pomyśl tylko…  Bartek nie będzie mógł oderwać od Ciebie              wzroku, a tym bardziej, gdy włożysz te buty.
           -Co? Zwariowałaś? JA i szpilki? Nie, mowy nie ma. Zgodziłam się na wszystko inne. To już                dla mnie za dużo. Pozwól mi na baletki. Proszę…- jak zwykle w takich sytuacjach zrobiła te              swoje proszące oczka, którym nikt nie może się oprzeć, ale które zbyt rzadko pokazywała.     
           -No już dobrze, dobrze. Poddaje się, ale nawet nie wiesz co tracisz.              
          Rózia przewróciła oczami jak zwykle miała w zwyczaju w takich sytuacjach, najpierw była                  słodka,  a następnie irytująca-Wiem, wiem… Może innym razem…                                  
          -Patrz, nie jest źle już się Powoli rozkręca. Przyszłyśmy w sama porę. Idziemy tańczyć!- Ania            chwyciła Różę za rękę i pociągnęła na parkiet. Ania jak zwykle ze wdziękiem i pełną swoboda            zaczęła wywijać na parkiecie, miała taniec we krwi, czuła rytm i poruszała się bardzo                          zalotnie, ale róża nie pozostawała w tyle. Tańczyła nawet trochę lepiej niż przyjaciółka. Ania              kochała taniec i gdy słyszała muzykę zmieniała się w inną siebie, tę, która nie liczy się ze                    zdaniem innych, a liczy się tylko taniec i muzyka, do której wykonuje ruch tak naturalny, a               jednocześnie zachwycający. Swoją postawa na parkiecie mogła przyćmić nie jedną                              dziewczynę (oprócz Rózi, z którą po szkole często ćwiczyła te ruchy i figury, obie wojowały                na parkiecie) i zawrócić w głowie nie jednemu chłopakowi, ale nawet w ten sposób nie                         myślała. Ważny był dla niej tylko taniec, muzyka i to, że jest tu ze soją najlepszą                                przyjaciółką, tą która skupia dziś na sobie uwagę wielu osób, nie tak jak co dzień, gdy jest                   niezauważana. Zmiana stroju i jej ruchy przykuwają uwagę, szczególnie jednego chłopca,                   czyli osiągała dokładnie to co zamierzała, chociaż nie chciała się do tego przyznać. Daniel                       tańczył niedaleko od nich i co chwila spoglądał na Anię, nie potrafił oderwać od niej wzroku.              Powoli w rytm muzyki niby przypadkiem zaczął przesuwać się w ich kierunku do                               momentu, aż wpadł na Anię. Zrobiła to tak niefortunnie, że prawie by upadła. Prawie,                      ponieważ chwycił ją za ramiona i trzymał w swoich silnych dłoniach, gdy spojrzał w jej twarz,             by przeprosić ich spojrzenia się spotkały. Nie myślał o niczym innym jak tylko o tym, że jest            przepiękna. O zgrozo… Jak bardzo chciałby ją pocałować… Pocałować dziewczynę, której                   kompletnie nie zna…
          - Pozwolisz mi wstać? Czy będziesz mnie tak trzymał do końca imprezy?  
           - Co? Och tak… Jasne…. Przepraszam… - delikatnie się zarumieniła, ale bardzo szybko                        odzyskał swoją zwykła pewność siebie i przywołał na twarz swój szelmowski uśmiech                        mówiąc- Chociaż nie miał bym nic przeciwko zostania w takiej pozie do końca  
          -O jaki z Ciebie spryciarz… Przytulałbyś się wręcz do kogoś kogo praktycznie nie znasz.. 
           -oj no… nie tak od razu nie znasz. Przecież chodzimy do jednej klasy. Jesteś Ania i chyba nie              miałabyś nic przeciwko, gdybyśmy tak zostali na trochę dłużej. 
         -Mogłabym udawać obrażoną, a wręcz oburzoną faktem, że myślisz, że jestem jakby to ująć              łatwa, więc chyba tak zrobię i wrócę do Rózi, a Tobie pożyczę dobrej zabawy.-I już miała                  odchodzić, by tańczyć razem z przyjaciółką, gdy Daniel chwyciła jej dłoń i spojrzał głęboko w               oczy.
         -Czuję się głęboko urażony faktem, że wyrobiłaś sobie o mnie już tak złą opinię oraz sprawiasz           mi wielki ból wracając do osoby, z którą jesteś i tak praktycznie nierozłączna. A ja bardzo                 bym chciał, żebyś poświęciła mi chociaż trochę czasu… jeden taniec… jeden wieczór, o nic                   więcej nie proszę księżniczko.
        -Wiesz Rózia to moja najlepsza przyjaciółka…- Kompletnie nie spodziewała się, że usłyszy od            niego takie słowa, była w kompletnym szoku, a jednocześnie w siódmym niebie bo nie mogła            uwierzyć, że to co powiedział jest prawdą, chciał ja lepiej poznać, chciał może by byli parą…              Chłopak, którego wiedziała, że pokochała być może czuje do niej to samo, nie była pewna czy             nie jest to tylko jej kolejny sen…
        -Więc, zrozumie, świetnie się bawi, a ja proszę o jeden taniec…
        -Dobrze, niech będzie- powiedziała, gdy uświadomiła sobie, że to się dzieje naprawdę.                
        Rózia widziała całą tę scenę i wszystko słyszała. Widziała te spojrzenia i ich podświadome                   gesty, które wykonywali przy wymianie tych kilku zdań. To jak zarumieniła się Ania, gdy                  nazwał ją księżniczką. Wiedziała, że Anna jest teraz w siódmym niebie i na jednym tańcu się              nie skończy. Obserwowała ich nawet tera, gdy tańczyli , delikatnie dotykając swoich ciał niby            przypadkiem i jak co chwile wymieniają się jakimiś uwagami. Jak powoli i spokojnie oddalają           się z parkietu, by znaleźć spokojne miejsce, w którym mogliby porozmawiać. Spodziewała się,           że tak będzie. Już dużo wcześniej przed imprezą widziała jak Ania udaje, że jest całkowicie                 pochłonięta przygotowaniami, gdy tak naprawdę myślała o Danielu. Już wtedy Rózia była                 pewna, że zostanie sama, gdy koleżanka będzie podrywać Daniela. Zdążyła się do tego                       nastawić, więc nie przeszkadzało jej to tak bardzo. Postanowiła bawić się dobrze i zapomnieć o         wszystkich innych rzeczach na ten jeden wieczór, pozwolić by jej myśli wyparowały, a w                   głowie została tylko muzyka, do której porusza się jej ciało. Tańczyła w kółku wraz z grupką             dziewczyn, które znała z widzenia. Całkowicie skupiona na muzyce nie zauważyła                              przyglądającego się jej Bartka…

        -Zatańczysz?- To pytanie ją tak zaskoczyło, że przez chwilę nie wiedziała  co powiedzieć i                     komu odpowiedzieć.
         -Zatańczysz?- powtórzył, a w tym czasie Róża mogła zorientować się, że to jedno słowo                        zostało wypowiedziane przez chłopaka, który władał jej myślami.
        -Tttt… Tak.- Zaczerwieniła się wstydząc swojego jąkania i podała rękę Bartkowi, co sprawiło,             że jej serce zaczęło bić jeszcze szybciej, o ile było to w ogóle możliwe. 

czwartek, 28 sierpnia 2014

1

-Nienawidzę Cię! Nie chcę Cię więcej znać!- wykrzyczała do słuchawki , po czym rzuciła telefonem wzdłuż pokoju. Wylądował bezpiecznie na łóżku, ale ona w tej chwili nie przejmowała się tym czy telefon był cały, czy też może rozpadł się w drobne kawałki. Było jej to obojętne. Teraz w głowie miała jedynie żal, niedowierzanie i wściekłość. Mieszankę  uczuć wprawdzie adekwatną do sytuacji.
Krzątała się po pokoju, chodząc od jednej ściany do drugiej i zadając sobie pytanie „Jak on mógł to zrobić? Jak on mógł?” Mieszanka wściekłości i niedowierzania zmieniła się w żal i okropny ból, ból który spowodował napływające do oczy łzy, ból, który uświadomił, że coś co było dla niej ważne, za co mogła oddać życie było tylko czystą fikcją. Zupełnie taką jaką oglądać można w tych durnych serialach czy komediach romantycznych doprowadzających kobiety do leż. Ale to niestety nie film z aktorką  tak uderzająco podobną do niej samej. To była rzeczywistość, realne życie, które toczyło się wokół niej i realne emocje rozrywające od środka. Zwinięta w kłębek roniła łzy spływające jedna po drugiej na poduszkę, którą dostała od niego. Powód radosnego uniesienia, który sprawił, że codziennie o nim myślała i zasypiała z twarzą wtuloną w tę czerwoną poduszkę, która teraz była dowodem w tej grze. Była tylko pretekstem i zagraniem do zdobycia jej serca. Serca, które w odróżnieniu od tej poduszki nie było całe chociaż biło. Annie wydawało się, że w tej chwili leży ono w tysiącach kawałków, których nie da się pozbierać. Tak małych i drobnych, że złożenie jest praktycznie niemożliwe. Fizycznie była cała, była okazem zdrowia, ale psychicznie nie istniała. Jej dusza była zrozpaczona nie widziała sensu dalszego istnienia „ Po co miałabym istnieć skoro straciłam sens swojego życia”. Cierpienie odbierało jej możliwość jasnego myślenia, doprowadzało do obłędu. Nie rozumiała jak można tak kłamać, być tak nie szczerym i pozbawionym uczyć. Nie dowierzała w to, że coś takiego może przytrafić się właśnie jej. Właśnie wtedy, gdy chciała osiągnąć spokój przeżyć coś wyjątkowego. Coś co, właściwie przeżyła, ale miało się to skończyć inaczej. Wyobrażała to sobie chyba jak każda dziewczyna, która ma 15 lat. Od momentu, gdy pierwszy raz go zobaczyła, spojrzała w jego zabójcze zielone oczy. Zaczęła układać scenariusz, jaki jest wspaniały i jak dobrze będzie im razem. Będą spędzać ze sobą każdą wolna chwilę, a gdy każde będzie u siebie godzinami przy słuchawce telefonu będą mówić o tym jak tęsknią, kochają. Pisząc sms-y albo żeby było romantycznie wyślą do siebie listy. Widziała swoją przyszłość u jego boku. U boku chłopaka, którego nie znała, którego widzialna pierwszy raz. Pojawił się w ich klasie w poniedziałek w drugim tygodniu szkoły. Ania na zawsze zapamiętała ten poniedziałek. Dzień, w którym do klasy wkroczyła Daniel. Wysoki dobrze zbudowany, przystojny, ale nie do tego stopnia by szaleć histerycznie na  jego punkcie. Anna oszalała w momencie, w którym jego wzrok napotkał jej spojrzenie. Uderzyła ją intensywna zieleń jego tęczówek. Tak kontrastująca z jej przeciętnym piwnym kolorem oczu. Zieleń, w której można się zatracić, tak czysta i intensywna, wręcz idealna. Do tego ten uśmiech, który wydawał się jej perfekcyjny i skierowany tylko do niej i wyłącznie jej. Skarciła się w myślach za tak odważne i szczere myśli, które ją dopadły. Pomyślała „Głupi, co ty sobie wyobrażasz. Przecież on nigdy na Ciebie nie spojrzy. Co miałby w Tobie zauważyć? Jesteś przeciętna, brzydka, na dodatek głupia roztrzepana. Lepiej zajmij się  dalej robieniem z siebie idiotki przed całą klasą by inni mogli się pośmiać”. To było tylko zdanie Anny…

        W   klasie do, której uczęszcza Ania było 17 osób najmniej liczna klasa w szkole. Ania jedna z 8          dziewcząt     będących w klasie była tą powiedzmy, że najcichszą, ponieważ mimo, że rzadko           się odzywała, gdy to  r biła wszyscy skupiali na niej swoją uwagę, a gdy miała dobry dzień nie            potrafiła przestać mówić. Z mieniała się w całkowicie inną siebie. Czasami tak jak każdy miała           dni, w których odechciewało się jej wszystkiego jedna kto były tylko nieliczne wyjątki od                 reguły. Wszyscy uwielbiali z nią przebywać. Jej spokój, a zarazem radość  z niego bijąca                    zarażała wszystkich. Była duszą towarzystwa, klasie wbrew pozorom bardzo zgranej. PO                   latach, kiedy każdy wspomina swoją młodość, zazwyczaj to co było dobre, tego co złe nikt już          nie pamięta… Przychodzi moment, w którym przypomina sobie osoby, które go otaczały, te            żarty, pierwsze miłości i wspólne kuligi. Ania jednak patrząc wstecz zauważ inne rzeczy, które docierają do niej dopiero po latach.